Blog

mój pierwszy TATUAŻ – ImagineDay

O tatuażu marzyłam już od dawien dawna, jednak z oczywistych przyczyn nie mogłam go zrobić. W tym roku skończyłam upragnione osiemnaście lat i zdecydowałam się wykonać krok do przodu. Jeszcze przed urodzinami pojechałam do studia umówić się na konkretny termin. Ten dzień trwał wiecznie i był dla mnie bardzo stresujący – moja mama nie miała bladego pojęcia po co tak naprawdę pojechałam do Katowic. Wiedziałam, że jest przeciwna, więc nie chciałam dodatkowo denerwować ani jej, ani mnie. Przez całą drogę w samochodzie okropnie bolał mnie brzuch, nawet miałam myśli, czy nie powinnam się wycofać. Jednak marzenie o tatuażu było na tyle ważne, że ostatecznie stanęłam przed drzwiami studia i dumnie weszłam do środka. Muszę Wam powiedzieć, że omawiając szczegóły i zadając tyle pytań odnośnie tego jak będzie to wyglądało, czułam się odpowiedzialna za to co robię. Wiedziałam, że już nie potrzebuję zgody rodziców i sama decyduję o tym, czy dojdzie do zabiegu, czy nie. Byłam niesamowicie szczęśliwa, kiedy termin przypadł już na przyszły miesiąc. Czekałam i czekałam. Czas leciał niesamowicie szybko, a czym bliżej było 7-ego kwietnia tym bardziej byłam zdenerwowana. Moje myśli skupiały się na tysiącach pytań odnośnie wyglądu, przebiegu tatuowania, efektu końcowego i tego, czy będę zadowolona.

Ten piątek zapamiętam chyba do końca życia. Akurat nie miałam lekcji, tylko razem z moim rozszerzeniem wybraliśmy na wykłady medyczne. Non stop zaglądałam na zegarek. Punkt 15:30 mieliśmy zacząć. Serce biło mi jak szalone! Przez chwilę myślałam, że nie wytrzymam i jednak wrócę do domu – naprawdę 😉 Jednak kiedy dojechaliśmy na miejsce, emocje trochę opadły i stałam się spokojniejsza. Bardzo się cieszę, że tego dnia był ze mną mój starszy brat; czułam się dużo pewniej. Ustalanie szczegółów trwało może 10/15 minut? Dużą uwagę zwracałam na sterylność przyrządów i samego studia. Jest to dla mnie niesamowicie ważna kwestia przy zabiegach, które mają styczność z naszą skórą. Nie mogę się do niczego przyczepić. Tatuażysta zmienił rękawiczki min. 2 razy i na moich oczach składał maszynkę, więc nie miałam wątpliwości, że wszystko jest higieniczne. Usiadłam na fotelu chwilę przed 16, a już kilka chwil po 17 byłam gotowa. Nie mogłam uwierzyć, że cały zabieg trwał zaledwie godzinę z hakiem. Nie będę kłamać, że nie bolało, bo bolało – i to bardzo; zwłaszcza przy miejscach, gdzie mam bardziej widoczne żyły. Kiedy doszliśmy do cieniowania, to większy ból sprawiało mi pocieranie ręki papierem niż samo wypełnianie. Dużym zaskoczeniem było dla mnie delikatne podrażnienie skóry – spodziewałam się, że będzie mnóstwo krwi, że pojawią się zaczerwienienia i opuchlizna. Nic z tych rzeczy się u mnie nie pojawiło, a gojenie przebiegło bez większych problemów. Co do wzoru: nie chciałam czegoś z konkretnym znaczeniem i głębokim przesłaniem, bo moje priorytety mogą ulec zmianie. Zdecydowałam się na różę, bo jest ona na tyle uniwersalna, że nie powinna mi się znudzić. Efekt końcowy przeszedł moje oczekiwania i w chwili obecnej jestem tak zachwycona, że na pewno na tym jednym tatuażu się nie skończy 😉

You might be interested in …